Lista Rozdziałów

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 1

,,Pamiętaj: Od­wa­ga to pa­nowa­nie nad strachem, a nie brak strachu.''    



       Strach, niepewność i niewyobrażalny lęk, właśnie to w tym momencie czuła Hermiona Granger, na co dzień odważna, pewna siebie i opanowana Gryfonka. Teraz dziewczyna ledwo panowała nad emocjami, które szalały w jej wnętrzu. Była zagubiona i przerażona, a świadomość podpowiadała jej, że znajduje się sam na sam ze swoim największym lękiem. Te doznania wzmagał fakt, że nie wiedziała gdzie się znajduje. W celu znalezienia odpowiedzi rozejrzała się energicznie we wszystkie strony wprawiając przy tym swoje długie, brązowe włosy w ruch.
- No dobra… Wiem tylko, że jest tu bardzo… Bardzo ciemno.  – Pomyślała zdezorientowana, choć wiedziała, że to wiedza niewiele jej da. Na domiar złego nie mogła nigdzie znaleźć swojej różdżki. Dziewczyna przeklnęła głośno swój los, po czym przygryzając dolną wargę i wróciła do analizowania swojej ciężkiej sytuacji. 
– Skoro nie mam przy sobie różdżki, a wzrokiem nie mogę dowiedzieć się gdzie jestem to będę rękoma błądzić po ścianach, aż w końcu wydostane się z tego upiornego miejsca!  – Dodała hardo po chwili motywując się w myślach. Dziewczyna od razu wyciągnęła dłoń przed siebie jakby próbowała chwycić ciemność, lecz przelewała się ona gęsto między jej palcami. Po chwili wyczuła wyczekiwaną ścianę, która w dotyku wydawała się zimna i obślizgła. Błądząc po omacku usłyszała nagle jakiś dźwięk. Przypominał szybkie kroki kilku osób, dobiegające z oddali. Hermiona pod nagłym impulsem rzuciła się na ziemie i doczołgała się do ledwo widocznego kąta. Instynktownie wiedziała, żeby nie nie pozostawiać za sobą wolnej przestrzeni, gdyż ułatwi to tylko drapieżnikowi atak i zwiększy jego pole manewru.
- Zaraz, zaraz. Drapieżnikowi?! Atak?! Czyli mam rozumieć, że w tym kiczowatym ,,przedstawieniu’’ gram role ofiary? Przecież to czysty absurd! – Zbulwersowała się w myślach dziewczyna, ale jeszcze wtedy nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jej słowa bliskie są z prawdą.
Hermiona desperacko chciała zachować jasność umysłu, co okazało się bardzo trudne przy narastających dźwiękach. Wsłuchując się bardziej usłyszała jeszcze nowe odgłosy, takie jak syczenie, czy nawet groźne powarkiwania i dzikie, niemal zwierzęce ryki. Ciałem Gryfonki wstrząsnął dreszcz, a jej ręce stały się lodowate. Nie musiała stać przed lustrem, żeby wiedzieć, że jej twarz jest bielsza od kredy. Dziewczyna w geście desperacji zakryła dłońmi uszy, żeby tylko w jakiś sposób przygłuszyć ten narastający hałas.
- Niech to się do cholery skończy albo zwariuję! – Zaklęła w duchu Gryfonka i z bezradnością osunęła się po ścianie. 
Nagle, jakby na życzenie nastała cisza. Hermiona z duszą na ramieniu i przerażeniem w oczach wpatrywała się w otaczający ją mrok. Powinna się ucieszyć, lecz jej reakcja była zupełnie odwrotna. Powoli podparła się dłońmi ściany i ostrożnie wstała. Czuła niepokój, gdyż wiedziała że w obsadzie tego ,,przedstawienia’’ znajduje się gdzieś jej przyczajony wróg, co napawało ją jeszcze większym lękiem.
- Ale ja nie mogę być ofiarą! – Pisnęła przerażona, a jej zaniepokojony głos odbił się od pobliskich ścian. Zakryła szybko dłonią usta, lecz wiedziała, że to już nie cofnie głupoty jaką zrobiła. Wydała się, wydała swoją pozycje, a to była jej jedyna przewaga. Teraz czuła się stracona, a w jej orzechowych oczach pojawił się jeszcze większy strach.
- Skoro i tak zginę,  to chociaż spróbuje się jakoś ruszyć z tego miejsca.– Pomyślała desperacko, choć w głębi serca była przekonana, że to nie będzie łatwe przy jej wrodzonym lęku ciemności. Hermiona przełknęła głośno ślinę i postawiła pierwszy, bardzo niepewny krok odrywając dłonie od ściany, której jeszcze minutę temu tak kurczowo się trzymała. Czuła się jak bezbronne zwierzę, na nie swoim terytorium, a zgodnie z prawami natury każdy broni swojego terenu, co w tym momencie nie bardzo jej się podobało. Przeszła kolejny krok pozwalający przy tym swoim napiętym mięśniom odpocząć i uciszając skołowane myśli. Po trzecim kroku nabrała pewności siebie i poruszała się dalej, już z większą odwagą. Jednak dziewczyna całkowicie się rozluźniając przestała zdawać sobie sprawę z czyhającego zagrożenia, co stało się dla niej bardzo zgubne. 
Pokonała bodajże z dwadzieścia metrów kiedy nagle poczuła, że pod nogami nie ma już równego gruntu. Straciła równowagę i zatoczyła się w dół. Zdała sobie sprawę, że to nie żadna dziura, ani spad, po prostu jakby nagle podłoga zniknęła. Próbowała się czegoś szybko złapać, lecz nie było niczego w zasięgu jej wzroku oprócz ciemności gęstszej od zupy. Spadała coraz szybciej i z coraz większym lękiem w oczach, a jedyny dźwięk jaki słyszała oprócz syczenia szybko przerywanego powietrza był własny krzyk. Hermiona rękoma zasłoniła oczy i w duchu przygotowywała się na swoją rychłą śmierć, bo wiedziała, że tylko to ją czeka na dole.
       Wszystko zamarło, dziewczyna już nie spadała, a jej krzyk ucichł. Nie wiedziała jak długo to trwało i gdzie znajduje się tym razem. Powoli zdobyła się na to, żeby odsłonić oczy, które uporczywie dalej zasłaniała rękoma. Gdy to zrobiła, odruchowo przymknęła powieki, gdyż raziła ją biel ścian i promienie słoneczne wydobywające się z wielkich, zabytkowych okiennic. Spojrzała zdezorientowana do góry, spodziewała się wielkiej, czarnej dziury przez która wpadła do tego olśniewającego pomieszczenia, lecz jej wzrok napotkał tylko sufit, przyozdobiony pięknym, mieniącym się żyrandolem. Jeszcze większe zakłopotanie poczuła oglądając się za siebie, kiedy natrafiła na mnóstwo twarzy zwróconych w jej stronę. Jeszcze dziwniejsze było, że znała ów twarze. W oddali spostrzegła Rona, i jego rudowłosą rodzinne, Harrego, kilku Gryfonów i jeszcze innych przedstawicieli Hogwardzkich domów. Takich jak np. Pansy Parkinson, mała prymuska domu Salazara Slytherina, o wyglądzie przypominającym potulnego pieska, zawsze wiernie dreptającego za odwiecznym wrogiem Hermiony, Draconem Malfoyem i jego świtą. Największym dla niej zaskoczeniem było to, że wszyscy ją obserwowali, niektórzy kręcąc głowami i z pogardą w oczach, a inni nawet po cichu dyskutując między sobą. Dziewczyna poczuła ukłucie w jej szybko bijącym sercu i przeniosła wzrok na bardziej odległą część sali.Wpatrując się dalej w tłum Miona dostrzegła swoich rodziców którzy również nie mieli uradowanych min. Na ich twarzach gościła wielka zaduma a w oczach smutek, lecz dziewczyna nie przejmowała się tym. Podziwiała ten widok z otwartą buzią, nie liczyło się nic, oprócz tego, że w końcu ich ujrzała. Zapominając o innych, dalej przyglądała się swoim rodzicom z wielkimi oczami, które ukazywały nie tylko zdziwienie, ale i ogromną tęsknotę.
        Myśli Hermiony niemal krzyczały i odbijały się o krawędzie jej podświadomości. Miała tyle pytań, a chciała niemal natychmiastowej odpowiedzi na każde z nich. Bez chwili wahania dziewczyna szarpnęła się w stronę swoich rodzicieli. Zdziwiła się, kiedy jej kończyny stawiły opór. Dopiero wtedy Hermiona przeniosła wzrok na siebie i zauważyła jak wygląda. Miała na sobie podartą szkolna szatę, ledwo trzymającą się na jej chudym ciele. Ręce miała brudne i posiniaczone, jakby ciężko pracowała i nie miała czasu ich wyczyścić, co było nie do przyjęcia dla zawsze zadbanej Gryfonki. Co gorsza, dopiero teraz zauważyła, że jej dłonie były okute ciężkimi łańcuchami umieszczonymi do pulpitu znajdującym się na środku wielkiej sali. Dziewczyna wybałuszyła oczy z niedowierzeniem i szybko pociągnęła rękoma z myślą, że uda jej się pozbyć tych strasznych więzów. Hermiona wpadła w histerię i załkała. Była w dużym tłumie znanych jej ludzi, a jednak była samotna. Jej dawni przyjaciele i rodzina patrzyli na nią z odrazą i smutkiem, była brudna, jakby przez tydzień nie widziała wody a najgorsze było to, że musiała tutaj stać, bo była przykuta do jakiegoś cholernego pulpitu! Znajdującego się w sali która przypominała jej… Wtedy dziewczynę olśniło! Przecież znajdowała się w Sali Sądowej! Omiotła jeszcze wzrokiem wszystko dookoła, ława przysięgłych tuż za nią utworzona z jej przyjaciół, ochroniarze w czarnych garniturach pilnujący drzwi.
- Tak! Wszystko się zgadza! Ale, co ja tu robię, przecież nie popełniłam żadnego przestępstwa, co prawda dogryzałam ostatnio Ronowi, ale to nie powód żeby odpowiadać za swoje czyny przed sądem! – Dziewczyna pomyślała poirytowana, zauważyła, że dalej wpatruje się z beznamiętnym wzrokiem w to co się dzieje za nią. – Skoro tak, to przede mną musi być... – Myślała pospiesznie i odwróciła się szybko, gotowa stawić czoło temu co zaraz ujrzy. Lecz to co zobaczyła było dla niej kompletnym szokiem. Na miejscu sędziego spodziewała się każdego od zwykłego czarodzieja, po samego Ministra Magii. Jej twarz przybrała kamienny wyraz, chociaż w dziewczynie aż gotowało się od złości którą teraz czuła wpatrując się w swojego największego w życiu wroga.
- Malfoy. – Wysyczała z największą odrazą i pogardą na jaką umiała się zdobyć. Ze wszystkich osób na świecie oczywiście musiała mieć przed sobą akurat tego aroganckiego blondyna. Nie wiedziała czemu, ale niezręcznie czuła się, kiedy wpatrywał się w nią swym stalowoszarym spojrzeniem, a ona była w takim opłakanym stanie. Chociaż szczerze go nienawidziła całym sercem musiała przyznać, że prezentował się znakomicie w odróżnieniu do niej. Przeniosła szybko wzrok z niego, na podłogę, żeby zebrać myśli.
-Cisza! Spokój na Sali! Mam nadzieję, że wszyscy wiedzą po co się tu zebraliśmy. – Powiedział  Malfoy w tym momencie pełnym gracji głosem nie zdradzającym żadnego uczucia.
- Szkoda, że ja nie wiem co tu robię. – Odpowiedziała cicho Gryfonka i spojrzała na Dracona z jadowitym wzrokiem.
- Granger! Proszę o spokój, zaraz zostaną Pani przedstawione zarzuty. – Odpowiedział obojętnie, a na jego twarzy odznaczała się odraza do dziewczyny.
Na słowo ,,zarzuty’’ jej serce zamarło, a ciałem wstrząsnął dreszcz. Czuła się jak przed egzaminem, egzaminem od którego będzie zależeć jej dalsze życie. Hermiona z rezygnacją spojrzała na Ślizgona i z napięciem czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
- A więc, jeśli Pani nie wie… - Zaczął powoli , robiąc przy tym dramatyczną pauzę, musiała przyznać z niechęcią, że był świetny w budowaniu napięcia i atmosfery. Dowodem na to, był pot, który powoli zaczął oblewać jej smukłe ciało i obolałe ręce. – Została Pani oskarżona o wdarcie się do Świata Magicznego! Bez podstawnie zaśmieciła Pani świat wszystkich czystokwristych czarodziei swoją plugawą osobą i nieczystą krwią. Jeśli niedoszły jeszcze Panią słuchy to Ministerstwo zaczęło już powoli tępić ,,robactwo’’, zaczynając od Pani! – Powiedział jednym tchem z malującym się na twarzy obrzydzeniem. -  Ba, Na takie osoby nie powinno się nawet mówić per. ’pani’, bo jedynym synonimem jaki tutaj pasuje jest słowo: Szlama! – Dodał z pogardą patrząc na dziewczynę, jedyne co w tym momencie czuł to była odraza. Chociaż gdzieś w jego głębokim, nieodkrytym przez nikogo wnętrzu poczuł ukłucie bólu kiedy obserwował z surową miną załzawione, orzechowe oczy dziewczyny.
Hermiona nie wierzyła własnym uszom, przecież to był dla niej absurd. Cierpienie rozrywało ją od środka, zaczynając od serca, które pękło w jednej sekundzie kiedy usłyszała obelgę ,,szlama’'. W tej samej chwili oczy dziewczyny zaszły łzami. Osunęła się po drewnianym pulpicie na ziemie nie zważając na to, że metalowe łańcuchy wbijają się w jej skórę aż do krwi. Teraz łkała już głośno, nie zwracając uwagi na to co się dzieje i nie rozróżniając już słów, a raczej wyzwisk, które co chwilę leciały w jej kierunku.
- Rozkujcie ją i zamknijcie w celi! – Powiedział władczo Ślizgon przekrzykując tłum nad roztrzęsioną dziewczyną. Na te słowo Hermiona nagle oprzytomniała i zaczęła rozglądać się z dzikim wzrokiem po Sali. Jeszcze większe przerażanie poczuła, kiedy zauważyła, że jej dawnych przyjaciół i rodziny nie ma. Lodowate dreszcze przychodziły przez jej ciało, kiedy uświadomiła sobie, że wszyscy którzy się tu znajdowali oprócz jej i Malfoya teraz suną powoli w jej stronę pod postaciami dementorów.
- Nie! Nie! Nie dotykajcie mnie! – Krzyczała dziewczyna kiedy wstrętne kreatury zaczęły się zbliżać z łapami i otwartymi paszczami łaknąc najcenniejszej rzeczy jaką miała. Jej duszy. Hermiona wiła się kiedy lodowate dłonie zaczęły dotykać jej z każdej strony. Jedyna myśli jaka przebiegała przez jej obolały umysł mówiła, żeby jej cierpienie skończyło się szybko. Czuła, że umiera, jedynym dźwiękiem jaki słyszała był własny, pełen bólu krzyk, a ostatnim widokiem, były smutne stalowoszare tęczówki, które w trwodze obserwowały ją spod okropnych kreatur.
- Czemu ten egoista patrzy się na mnie z miną cierpiętnika! Pewnie po prostu mi współczuje, tylko tyle! Boże, zwariowałam! – Jej myśli krążyły wokół kilku tematów naraz. - A więc tak wygląda śmierć… - Pomyślała jeszcze pospiesznie czując się jakby odpływała. W tym momencie poczuła na twarzy wodę, zimną, wręcz lodowatą i jakby przy jednym machnięciu różdżki jej koszmar prysł, a ona opadła obolała w nicość.
 * * *
        Harry, Ron i Giny wpadli bez pukania do pokoju Hermiony zaalarmowani jej donośnym krzykiem. Dziewczyna wiła się na łóżku i krzyczała przez sen. Rudowłosa podeszła do łóżka, żeby po cichu uspokoić Mione, kiedy jej brat z Harrym cicho przyglądali się tej scenie wystając zza framugi drzwi.
- Ciii. Hermiona już spokojnie. – Mówiła Giny kojącym głosem, żeby uciszyć swoją przyjaciółkę. – Dobra, to nie pomogło, Ron idź po wiadro z wodą. Szybko! – Dodała po chwili spoglądając na brata. Ten tylko skinął głową i po chwili wrócił z dzbankiem wody w rękach.
- Miejmy nadzieję, że to jej pomoże. – Mruknął cicho Harry do reszty.
Rudzielec podszedł w tym czasie do śpiącej dziewczyny i oblał ją wodą celując w jej spoconą twarz. Hermiona wstała natychmiast czując lodowate zimno na całym ciele. Zdezorientowana i  zmęczona wpatrywała się nic nie rozumiejącymi oczami w przyjaciół.
- Co tu się dzieję? – Jęknęła tylko.
- Ty nam to powiedz. Krzyczysz przez sen, o tak wczesnej godzinie. –Powiedział Ron wpatrując się z wyrzutem na Hermione, której oczy zaszły łzami.
- Ej, martwiliśmy się tylko, Miona, już w porządku. – Odparła Giny siadając obok Gryfonki na łóżku i obejmując ją czule.
- Ja, przepraszam, miałam okropny koszmar, jeszcze raz przepraszam, idę pod prysznic, muszę odreagować. – Odparła skołowana dziewczyna wstając powoli z łóżka i udając się w stronę łazienki.
- No dobrze. – Odpowiedziała tylko Giny, a chłopcy skinęli głowami w zrozumieniu.
Hermiona zamknęła się w łazience i od razu wskoczyła pod prysznic, który działał jak balsam na  jej skołowane myśli.
- No cóż to było dziwne, ale musze się pozbierać, w końcu dzisiaj już będę w Hogwarcie. – Pomyślała i westchnęła z utęsknieniem.
       Hermiona przez większość drogi do Hogwardu myślała o stalowoszarych tęczówkach z jej koszmaru. Analizowała już ten okropny sen z milion razy i dalej nie wiedziała, czemu te zimne oczy patrzyły na nią ze smutkiem podczas gdy ona cierpiała. To jej kompletnie nie pasowało do bezuczuciowego Malfoya. To prawda, był zdolny czasem na jakiś miły gest, ale tylko po to, żeby zabłysnąć w towarzystwie lub zdobyć jakąś dziewczynę. Zresztą nawet bez tego nie miał problemu z kobietami, gdyż to on musiał się od nich opędzać.
- Może i jest przystojny, ale w środku jest bezuczuciowy, arogancki, niemiły, niekulturalny, cyniczny… - Wyliczała w myślach dziewczyna.
Hermiona westchnęła, wiedziała, że mogłaby wymienić tysiące, a nawet miliony epitetów opisujących  tego obrzydliwego Ślizgona, lecz dziewczyna nie miała zamiaru zaprzątać sobie nim głowy.
Podróż dłużyła się w nieskończoność, więc ucieszyła się gdy zauważyła zarys Hogwatru, malujący się za oknem w przedziale.
- Już niedługo i będę w domu. – Pomyślała zamykając powieki i oddając się upragnionej drzemce.
Dziewczynę obudziło szarpnięciu pociągu, przez które prawie wylądowała na podłodze. Zauważyła, że wszyscy tłoczą się na korytarzu zbierając swoje bagaże, lub przebierając w szkolne szaty. Zorganizowana Hermiona wzięła w jedną rękę walizkę, a w drugą Krzywołapa i udała się do wyjścia z przedziału uśmiechając się do przyjaciół.
- Zobaczymy się na zewnątrz. – Rzuciła rozpromieniona na odchodne do Gryfonów krzątających się przy kufrach, walizkach i szatach.
Hermiona mozolnie przeciskała się między uczniami, ale gdy tylko udało jej się wydostać z pociągu wciągnęła głośno nocne powietrze i radowała się w sercu widokiem zamku. Poczekała minutę na swoich przyjaciół i już chwile potem mknęli w czwórkę przez błonia uśmiechnięci i gotowi stawić czoła wszystkiemu co ich spotka.
 * * *
       - No w końcu – Jęknęła znudzona Hermiona podczas kolacji w Wielkiej Sali. Ucieszyła się kiedy dyrektor skończył przemawiać, i kiedy tiara skończyła przydzielać uczniów do poszczególnych domów. Co prawda lubiła poznawać nowe osoby, lecz teraz chciała jak najszybciej udać się do swojego nowego, prywatnego dormitorium. Na tę myśl dziewczyna odruchowo poprawiła Odznakę Prefekta Naczelnego na swojej szacie, co przyciągnęło wzrok kilku zazdrosnych Gryfonów.
- Pragnę jeszcze dodać, że po uroczystej kolacji, Prefekci Naczelni mają się stawić w moim gabinecie. – Powiedziała  w tym momencie Profesor McGonagal  i zajęła z powrotem swoje miejsce.
Hermiona tak się stresowała, że nie mogła przełknąć ani kęsa, choć wykwintne potrawy, aż same prosiły się o degustacje. Bardziej jednak od jedzenia ciekawiła ją tożsamość drugiego Prefekta.
Hermiona tak pogrążyła się w myślach, że nawet nie zauważyła jak powoli wszyscy zaczęli opuszczać Wielką Salę. Dziewczyna dopiero otrząsnęła się kiedy wielki zegar naprzeciwko niej wybił godzinę 20.
- O Boże. Przecież spóźnię się na zebranie. – Pomyślała pospiesznie i puściła się biegiem. Ledwo wymijała uczniów czule witających się i plotkujących na holach. Hermiona po chwili poczuła uciążliwą kolkę. Przeklęła w duchu swoją kondycję i zatrzymała się na chwile dysząc i przytrzymując się ściany. Spędzając wakacje w małym domu państwa Weasleyów zapomniała jaka ta szkoła jest wielka.
Na całe szczęście była już blisko gabinetu. Chciała się odwrócić i biec dalej, lecz napotkała na drodze twardą przeszkodę. Dopiero po chwili zauważyła, że na kogoś wpadła. Co najgorsze, ze wszystkich uczniów miała tą ,,przyjemność’’ boleśnie zderzyć się ze Ślizgonem imieniem Draco. Jęknęła z odrazą kiedy spostrzegła, że przygniata zdziwionego chłopaka. Wstała szybko i otrzepała szatę chcąc pokazać swoją odrazę do Malfoya. Chłopak również wstał i patrzył na nią jadowitym wzrokiem. W tym czasie podbiegła do niego Pansy i spojrzała na Gryfonke z pogardą.
- Draco, mam nadzieje, że nie ubrudziła ciebie szlamem. – Wyparowała dziewczyna zupełnie nie zaprzątając sobie głowy obecnością Hermiony, która ciskała w jej stronę piorunami ze swoich orzechowych oczu.
- Ah, nie, na szczęście nie. – Odpowiedział Ślizgon do Pansy. – A ty uważaj jak chodzisz, bo nie wiem czy zauważyłaś ale ktoś tu się spieszy, szlamo. – Dodał zwrócony do Hermiony dobitnie akcentując ostatnie słowo i udał się szybkim krokiem w stronę gabinetu Profesor McGonagall .
Dziewczyna poczuła łzy napływające do jej oczu na dźwięk tej obelgi. Przetarła je tylko rękawem szaty i weszła chwile po Malfoyu do gabinetu zastanawiając się po cholerę on tam wlazł.
       - O nie! Nie zgadzam się na to! – Krzyczała Hermiona w twarz blondynowi wychodząc z nim szybkim krokiem z gabinetu profesor.
- A myślisz, że ja się cieszę?! Tak się cieszyłem tą Odznaką, a teraz będę musiał użerać się z tobą! – Odkrzyknął zażenowany i udał się w stronę dormitorium zostawiając dziewczynę samą na holu. Gryfonka aż drżała ze wściekłości. Nie wierzyła w to, że to Malfoy jest razem z nią Prefektem Naczelnym. To ona ciężko pracowała, żeby zdobyć to wyróżnienie, nie on. On tylko wygodnie spoczął na laurach i odbierał nagrody.
- Ale to jest nie fair! - Krzyknęła w myślach dziewczyna. Miała ogromną ochotę wyładować swoje emocje na jakimś niewinnym przedmiocie, ale zdecydowała po chwili, że żeby ochłonąć pójdzie na samotny spacer po błoniach.
Było chłodno, co dziewczyna od razu zauważyła po wyjściu z zamku. Nie chciała się oddalać daleko, więc podeszła do pobliskiego drzewa i usiadła wpatrując się w nocne niebo. Gdy pierwsze gwiazdy zaczęły pojawiać się na horyzoncie Hermiona głośno westchnęła.
- Miał być taki piękny , miło zaskakujący rok, a jak na razie przeżywam same rozczarowania.  Jęknęła w myślach dziewczyna unosząc głowę do góry, jakby z wyrzutem do nieba. Chwile jeszcze tak siedziała, rozmyślając i wpatrując się dalej uporczywie w rozpościerające się nad nią gwiazdy, kiedy zebrał się silny wicher. Dziewczyna poczuła lodowaty wiatr muskający jej twarz. Zrobiło się na tyle wietrzenie i zimno, że Hermiona bez chwili zastanowienia wstała i udała się w stronę zamku, do swojego dormitorium.
       Gryfonka znała droge do dormitoriu na pamięć, jednak tego roku różniła się ona tym, że nie prowadziła do Pokoju Wspólnego Gryfonów, a do jej osobistego, prywatnego pokoju.
- No właśnie, nie rozpakowałam się jeszcze. Obym znalazła na to czas przed przygotowaniem się do jutrzejszych zajęć. – Pomyślała dziewczyna , po czym wypowiedziała hasło do portretu zabezpieczającego wejście do Salonu Prefektów.
Hermiona postawiła pierwszy krok w pomieszczeniu i oniemiała z zaskoczenia. Salon wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Na dodatek nie byle jakie, składające się z bandy pijanych Ślizgonów. Dziewczyna z trudem przedzierała się koło wstawionych uczniów i porozrzucanych puszek.
- Maaalfooy! – Wrzasnęła tylko przyciągając na siebie rozleniwione wzroki Ślizgonów.
Blondyn rozmawiał ze znajomymi, ale słyszać krzyk Gryfonki spojrzał na nia zdziwiony i podszedł do niej z poirytowaną miną. W ręku trzymał jeszcze pełną puszke z alkoholem, a jego platynowe włosy ułożone były w artystyczny nieładzie, co było ciekawym połączeniem z jego szarymi oczami.
- Coś ci się nie podoba ? Jak widzisz z przyjaciółmi mamy impreze i nie życzymy sobie na niej szlam, rozumiesz? Więc idź lepiej i schowaj się za tymi swoimi książkami.  - Odparł Malfoy z towarzyszącym mu na twarzy ironicznym uśmiechem.
- Ja w odróżnieniu do ciebie chce coś w życiu osiągnąć a nie tylko ciągle imprezować i opijać się ze znajomymi! – Krzyknęła Miona, zdając sobie sprawę, że ten dialog coraz bardziej zaciekawił resztę Ślizgonów.
- I tak niczego nie osiągniesz. Możesz być najlepsza z całego Hogwartu, lecz twój rodowód przekreśla cię na starcie, biedny, muglolski dzieciaku! – Wysyczał Draco z jadem w głosie i rysującym się poirytowaniem na twarzy.
Choć to były tylko słowa, Hermione dotknęły one bardziej niż nie jeden cios. Raniły ją niczym sztylet wbijany w sam środek serca i powoli, bardzo mozolnie rozrywający ten organ na części. Dziewczyna poczuła, że jej oczy robią się wilgotne, a oczywiście rozpłakanie się przy Malfoyu i jego przyjaciołach było ostatnia rzeczą na jaką miałaby ochote. Przetarła szybko rękawem rzęsy i postanowiła wziąć sytuacje w swoje ręce, przecież nie mogła pozwolić poniżać się jakiemuś pieprzonemu egoiście.
       Wszystko działo się jakby w ułamku sekundy, Malfoy nawet nie zareagował kiedy Gryfonka podeszła do niego i wymierzyła w jego stronę siarczysty policzek. Blondyn zdezorientowany złapał się za twarz i jęknął z bólu. Zauważył tylko swoich przyjaciół i znajomych oglądających tą całą sytuacje. Następnie jego wzrok spoczął na Granger. Dziewczyna obrzucała go spojrzeniem, które jednoznacznie wskazywało na jej negatywny stosunek względem chłopaka. Wszyscy dookoła w ciszy i napięciu obserwowali tą dwójkę między którą w powietrzu unosiła się czysta nienawiść. Ślizgon już na końcu języka miał jakąs obraźliwą uwagę, lecz powstrzymał się kiedy zauważył, że w oczach dziewczyny zaczynają zbierać się łzy.
- No co jest stary. Nie możesz jej tego puścić płazem, przecież cię uderzyła. – Starał się sam siebie ponaglić w myślach do zwyzwania Grygonki, lecz tylko stał w miejscu i dalej spoglądał w jej stronę beznamiętnym spojrzeniem. Był bardzo poirytowany, ale w pewnym stopniu podziwiał ją za to co zrobiła, gdyż w całym jego życiu żadna dziewczyna nie podniosła na niego ręki, a było wiele takich sposobności.
-Nienawidzę cię Malfoy! – Wykrzykneła mu prosto w twarz i pędem pobiegła do swojego prywatnego pokoju. Te słowo sprowadziły Malfoya na ziemię. Był zły na siebie, że nie zareagował na to, że go uderzyła, bo nie chciał tracić wizerunku w oczach innych Ślizgonów. W tym momencie chłopak przypomniał sobie o obecności dużej liczby gapiów i zrobił kwaśna minę.
- Na co tak patrzycie! Rozejść się! Szybko! – Krzyczał poirytowany do obecnych po czym ze złością kopał puszkę po piwie. Gdy już był sam, opadł zmęczony na kanapę w salonie, nie zwracając uwagi na panujący tu bałagan i zaczął rozmyślać. Pierwszy raz w życiu w myślach młodego czarodzieja Granger była przedstawiana jako normalna, podatna na ból dziewczyna, a nie jako bezuczuciowa szlama.
       Hermiona biegła po schodach do swojego prywatnego dormitorium nie zważając na łzy które ciekły jej po policzkach. Gdy wpadła do pokoju zamknęła pospiesznie za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Nie obchodziła ją pytająca mina Krzywołapa, ani walizka czekająca na rozpakowanie. Również nieistotne było dla niej to, że tylu Ślizgonów przyglądało się tej scenie. Jedyne co ją obchodziło to Draco, a raczej jego słowa, które tak zraniły dziewczynę, i przez które dostał to na co zasłużył. Uśmiechnęła się przez łzy na wspomnienie policzka jakiego wymierzyła Malfoyowi.
-Już ja mu pokaże mój rodowód! Będę lepsza od niego i udowodnię mu że każdy, nie ważne czy jest czarodziejem czystokrwistym czy nie, zasługuje na szansę! – Krzyczały myśli zmęczonej już płaczem dziewczyny. Po chwili Miona uspokoiła się i zasnęła marząc o stalowoszarych tęczówkach platynowego Ślizgona, które będą na nią spoglądać z uznaniem.



piątek, 15 lutego 2013

Prolog

''Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los.''

 

 

     Ból, lecz tylko z początku, rozmieszczający się nie tylko po ciele, lecz zostawiający również piętno na psychice. No i to cierpienie, zaczynające się rodzić w środku, lecz przeszywające na wylot aż po czubki palców. Dopiero po tym nastawała błogość i to uczucie jedności z całym światem, niemal wręcz dotykanie go samą duszą i poznawanie na nowo, od tej innej, nie zawsze lepszej strony.
- Bo przecież tak wygląda śmierć. - Myślała zdezorientowana Hermiona wpatrując się uparcie w noc za oknem. Nie wiedziała jak to jest naprawdę, zawsze w młodości wyobrażała to sobie jako zaśnięcie w głęboki sen, z którego nigdy się nie budzi. Lecz na prawdę było to opisane tylko w książkach, które towarzyszyły dziewczynie całe jej życie i przy których czuła niewyobrażalny spokój. Mimo, że jej uczucia, skrywane ściśle pod uśmiechniętą i opanowaną maską opisywały dokładnie, ten początkowy stan bólu i cierpień, to ona żyła dalej.
- Ale tak się nie da, przecież to irracjonalne. - Stwierdziła sfrustrowana i osunęła się z parapetu na puchaty dywan obejmując rękoma twarz.
Tego wieczoru bardzo się bała, w głowie czuła mętlik, a w sercu pustkę, wydawała się taka bezbronna i niewinna. Załkała cicho i wtedy zrozumiała, że to nie ona odchodzi w niebyt, ale to jej nadzieja w niej obumarła.
Z głębokich refleksji Gryfonke wyrwał huk, stłumiony deszczem, który zaczął szaleć  w ten czas na dworze. Podniosła się powoli i poprawiła czarną koronkową spodniczkę, która leciutko jej się podwinęła, następnie usiadła na parapecie i z pustką w sercu oglądała jak pioruny uderzają w odległy krajobraz, trafiając czasem w pojedyncze drzewa.
      Hermiona nie wiedziała jak długo wpatruje się w powoli ustający taniec piorunów na nocnym niebie. Chodź dalej czuła się zagubiona, powoli odzyskała pełną kontrole nad swoimi drżącymi rękoma i uspokoiła swoje skołowane myśli, które przygłuszały inne dźwięki z zewnątrz. Otarła dłońmi oczy, oczywiście zapominając o makijażu, który rozmazał się na jej obojętnej twarzy i spojrzała na pierwsze gwiazdy, które zaczęły okalać tą piękną noc. Czuła, że mogłaby je tak podziwiać godzinami, w swoim rodzinnym domu dziewczyna robiła tak zawsze, żeby się odprężyć. Przypomniała sobie, jak rodzice śmiali się z jej chorej według nich obsesji córki, ale akceptowali ją taką, jaka jest, wiedziała, że to za to ich tak bardzo kocha. Na ich wspomnienia poczuła pojedynczą łzę, spływającą po jej policzku z jej już i tak podpuchniętych oczu. Dziewczyna podkuliła nogi na parapecie i objęła się rękoma za kolana, pozwalając jej falującym, brązowym włosom uwolnić się z luźnego koka. Było jej smutno zawsze, kiedy wspominała minę jej kochanej matki i ojca, kiedy z żalem w sercu modyfikowała ich pamięć, i kiedy wpajała w ich umysły, że muszą przenieść się do Australii. Wiedziała, że tak musi, że to jedyne wyjście żeby ich ochronić, żeby przeżyli ten koszmar spokojnie, w niewiedzy, kiedy ona wraz z przyjaciółmi przeżywała go codziennie zwalczając wszystkie Horkruksy. Musiała jakoś sobie radzić z tą tęsknotą, rozrywającą ja od środka prawie codziennie, Nie mogła przez to co noc spokojnie zasnąć, bo jej myśli zaczynały wieczorami chodzić po najgorszych drogach jej podświadomości.
- Dziewczyno, uspokój się, przecież zrobiłaś to co uważałaś za słuszne. Uspokój się! Nie możesz przecież okazywać słabości, tylko Ty z całego ‘tria’ zawsze jesteś opanowana i trzeźwo myślisz. Jak Harry z Ronem zobaczą twoją słabość to pomyśl, jak oni sobie z tym poradzą, a o Giny już lepiej nie wspominać; jesteś dla niej autorytetem, nie zepsuj tego… - Hermiona uśmiechnęła się słabo przez łzy które spływały powoli bo jej bladych policzkach. – Przecież wcale nie masz powodów żeby płakać. – Dopowiedział jej wewnętrzny głos, a Gryfonka w myślach zmusiła się do przyznania mu racji i dalej powróciła do podziwiania, lecz jak się okazało już nie gwiazd, a domu w którym siedziała. Przejechała dłonią delikatnie po drewnianym parapecie, wyczuła pod opuszkami palców swoją różdżkę i westchnęła głośno. Wzięła ją do ręki i jednym machnięciem pozbyła się podpuchniętych oczu i zmyła to co zostało z jej szykownego makijażu. Kończąc te czynności, odłożyła różdżkę na jej wcześniejsze miejsce i  stwierdziła kiwając lekko głową, że domostwo państwa Weasley’ów diametralnie różni się od tego, w którym się wychowywała, ale musiała przyznać, że czuje się tu dobrze. Pewnie dlatego, że po tych wszystkich przykrościach jakie Hermione i jej przyjaciół spotkały, łącznie z dziewczyny tymczasowym osieroceniem i straceniem domu, tutaj cała rodzina Rona i Giny przyjęła ją z otwartymi ramionami.  Sprawiło to, że to miejsce stało się dla niej ,,oazą spokoju'', bo właśnie tak Gryfonka o nim myślała po ważnej Bitwie o Hogwart i szaleńczym poszukiwaniu Horkruksów.
Miona , aż się wzdrygnęła kiedy do jej głowy zaczęły napływać obrazy z tamtego okresu.  Nie miała zamiaru rozpamiętywać teraz tych przykrych wspomnień. Nie teraz, kiedy dopiero co się otrząsnęła. 
      Dziewczyna pod nagłym impulsem wstała i nerwowo zaczęła krążyć po niewielkim pokoju. Żeby oderwać myśli od szarej przeszłości przyglądała się z zaciekawieniem wielkim obrazom o różnej tematyce, które co jak kiedyś zauważyła dominują w wystroju całego domu. Później jej wzrok skierował się ku drewnianym ścianom i różnym magicznym bibelotom, aż spoczął na biblioteczce na drugim końcu pokoju. Właśnie za to uwielbiała to miejsce, bowiem miało jedyny w swoim rodzaju historyczny klimat i jeszcze te książki, w zasadzie masa książek, które przypominały Hermionie jej kochaną bibliotekę w Hogwarcie. Podeszła bliżej i łapczywym wzrokiem błądziła po regałach. Chciała  wybrać dla siebię jedną lekturę i od razu się w niej zatopić, lecz stała przed małym dylematem. Miała do wyboru ,,Tajemnice Wróżbiarstwa'’ i ,,Transmutacje dla zaawansowanych’'. Po krótkim namyśle stwierdziła, że pierwsza będzie jej bardziej odpowiadać. Pokonała w trzech dużych krokach odległość do łóżka i rzuciła się na nie, budząc przy tym śpiącego na nim Krzywołapa. Położyła się wygodnie i nagle zachichotała. Lubiła rozmyślać o dawnych, szkolnych czasach, a teraz w jej głowie odtwarzało się właśnie wspomnienie  z początków jej przyjaźni z Harrym i rudowłosym rodzeństwem. Przypomniała sobie w nim zdziwioną twarz Rona, który pewnego, bardzo późnego wieczoru zobaczył ją w pokoju wspólnym Gryfonów czytającą książkę, kiwał wtedy w niedowierzaniu głową i powiedział, że jak dziewczyna będzie dalej nałogowo czytać to zestarzeje się z nosem w książce, a ów książki będą jedynymi rzeczami z którymi dziewczyna będzie miała okazje kiedyś sypiać. Mozolnie podniosła się znad lektury i patrzyła jak rudzielec zanosił się donośnym śmiechem, myśląc pewnie przy tym, że dogryzł swojej koleżance. Hermiona pamiętała jak ze złośliwym uśmieszkiem i z przekąsem odpowiedziała mu,  że książki przynajmniej nie uciekają przed nią jak każda dziewczyna w zamku przed nim. Zaczęła chichotać jak przypomniała sobie minę obrażonego Rona wybiegającego z dormitorium, którego odprowadziła niekontrolowanym śmiechem. Zdała sobie sprawę z tego, że już nie tylko w myślach nabija się z rudzielca, a również śmieje się pod nosem, z otwartą książką przed twarzą.
- Aj, Ron, Ron. Pamiętam, że nie odzywałeś się do mnie po tej akcji chyba przez tydzień. – Mruknęła do siebie zadowolona dziewczyna.
-Ekhm, przepraszam, mówiłaś coś może Miona? – Powiedział Ron ku zdziwieniu Hermiony. Chciała już na niego naskoczyć, żeby pukał, ale przecież chłopak był we własnym domu, a zresztą drzwi zostawiła otwarte.
- Co? Przecież nic nie mówiłam, musiałeś się przesłyszeć. – Odparła słodko siląc się na niewinny uśmiech, lecz tak naprawdę ledwo powstrzymywała się przed parsknięciem śmiechem.
- No mam nadzieje. – Odrzekł Ron, niezbyt przekonany odpowiedzią dziewczyny. –  A, właśnie. Miona, wszyscy już na dole szykują kolacje, więc przyszedłem po ciebie, idziesz? – dodał z promiennym uśmiechem skierowanym do Gryfonki.
Hermiona wpatrywała się dalej w swojego przyjaciela bez słowa, dopiero teraz zauważyła jak bardzo różni się on od tego małego, głupkowatego rudzielca z jej wspomnienia. Już nie był tym dawnym Ronem, oj, już nie. Wiedziała, że chłopak dorósł psychicznie, wydoroślał. Zdziwiło ją to bardzo, bo zauważyła to dopiero teraz, a zna go już tyle lat. Ah westchnęła w myślach, bo zdała sobie też sprawę, że nie tylko psychicznie się ,,zmienił'', ale kiedy się tak do niej promiennie uśmiechał musiała przyznać, że wyglądał całkiem…
- Halo! Ziemia do Miony, Panno Wszystko Wiem i Wszystko Umiem, może zechciałaby mi Pani odpowiedzieć czy dostąpilibyśmy zaszczytu zjedzenia z Panią kolacji? – Spytał już lekko poirytowany Ron wpatrując się w otępiałą dziewczynę.
- Co? Co mówiłeś? Tak, tak, zaraz do was zejdę, daj mi chwilkę. – Mruknęła dziewczyna po chwili odrywając się nagle od myśli.
- Oh, już myślałem, że te książki Ci jakoś zaszkodziły. – Powiedział uśmiechając się złośliwie pod nosem i zszedł schodami na dół.
- Wal się Ron. Mnie w przeciwieństwie do ciebie do wiedzy ciągnie. – Mruknęła krzątając się po pokoju, chociaż wiedziała, że rudzielec i tak jej już nie usłyszy.
Hermiona podeszła do dużego okna i sięgnęła po różdżkę. Dzięki jednemu machnięciu na jej oczach pojawiły się idealnie równe czarne kreski, które jeszcze bardziej uwydatniały jej duże, orzechowe oczy okalane pięknymi ciemnymi rzęsami, a na bladych policzkach zawitał delikatny róż. Dziewczyna sięgnęła po lusterko i przyjrzała się sobie krytycznie.
- Nie jest źle. – Dowartościowała się trochę w duchu. Spojrzała następnie też na swoje ubrania i uśmiechnęła się sama do siebie. Miała na sobie swoją ulubioną czarną koronkową spódniczkę i delikatną, czerwoną bluzkę ze złotymi akcentami. Miała wrodzoną niską samoocenę, ale musiała stwierdzić, że wyglądała całkiem nieźle.
-Teraz wystarczy jeszcze nakleić sobie uśmiech na twarz. – Pomyślała, już mniej optymistycznie i westchnęła. Chciała tylko otworzyć okno, żeby wpuścić trochę chłodnego powietrza do i tak dusznego pokoju, ale zatrzymała dłoń w połowie drogi do klamki. 

Jej oczy były skierowane w inna stronę, patrzyły uparcie, ale nie na okno, lecz to co się działo za nim. Na pierwszy rzut oka wszystko było jak należy, ciemne niebo, przyozdobione tysiącami gwiazd i piękny, pełny księżyc, który świecąc swoim bladym światłem tylko dopełniał tą mroczną kompozycję. Dopiero przyglądając się uważniej dziewczyna w oddali zauważyła, ruchomy, świecący punkcik.
- Już gdzieś to widziałam. - Pomyślała podekscytowana, lecz z kamienna twarzą. Wtedy przypomniała sobie, jak jej ojciec żartował z takich zjawisk, że to kosmici nadają ludziom tajne sygnały. Ale jej mądry umysł nawet nie brał tego pod uwagę. Jedyne co jej pasowało do tego widoku to tak zwane zjawisko dość rzadkiej w przyrodzie spadającej gwiazdy.
- Oh, a może to jakaś kometa! – Powiedziała sama do siebie, słysząc rosnące podniecenie we własnym głosie. – Jeśli to kometa, to może się tu zjawiać nawet raz na kilkaset lat! A to właśnie ja teraz na nią patrzę i chyba nie zaszkodzi mi... jak powiem jakieś życzenie. – pomyślała jeszcze pospiesznie Hermiona, ale nie mogła zebrać myśli. Nie wiedziała ile jej zostało czasu zanim ten ,,magiczny obiekt’' zginie z jej pola widzenia.
- A więc, życzę sobie… - Zaczęła niepewnie Miona - …Aby nowy rok w Hogwarcie, był dla mnie pełen miłych niespodzianek. – Mruknęła cichutko do siebie po chwili zastanowienia.
- Hermiona! Idziesz już? wszyscy czekają! – Zawołał po chwili ktoś z dołu, a Miona po głosie rozpoznała, że to Harry.
- Tak. Już idę! Spokojnie. – Odpowiedziała przyjacielowi równie głośno i westchnęła cicho. - W końcu jutro wielki dzień, początek szkoły i zostanie mi wręczona Odznaka Prefekta Naczelnego, o którą ubiegałam się tak długo, nie może być inaczej niż wspaniale. – Dodała jeszcze w myślach i rzuciła się szybko na schody prowadzące na dół. Nie miała już naklejonego sztucznego uśmiechu, ten który zawitał na jej twarzy teraz, był prawdziwy, wydobywający się aż zgłębi jej serca. Serca, w którym na nowo zamieszkała nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro, bowiem Hermiona, nie wiedziała, że jej życie zmieni się w tym roku aż tak bardzo, zaczynając na wspomnianej Odznace Prefekta Naczelnego, a kończąc na uczuciu do pewnego Ślizgona o platynowych włosach, i pomyśleć, że to przez jedną kometę, jedno życzenie i jedno niebo, które Gryfonka tak bardzo kochała.


~~~~~~~~~~~~
To jest moja pierwsza notka tutaj, jak i zarazem pierwsza moja przygoda z blogowaniem więc proszę okażcie trochę wyrozumiałości. :).
Zapraszam do komentowania, krytyce również się Wam poddaje, no i dodam jeszcze, że jak ktoś ma jakieś pomysły na to, co może spotkać Hermione i jej przyjaciół zapraszam do ich podsuwania również w komentarzach, pozdrawiam Psycho